Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 6 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 2006-02-17 18:25:24 
Mistrz Polski

Dołączył(a): 2005-09-22 21:42:55
Posty: 448
Lokalizacja: V-Boyen
Witam.
Heb zaproponował ciekawy temat... proponuję abyśmy tutaj dzielili się swoimi przygodami na motocyklu, w których było ciepło, gorąco, niebezpiecznie.


(do mr. Jacka - proponuję aby wypowiedż heb'a z "chcę mieć takie cudo na 1 moto..." przenieść tutaj ;) )

Na motocyklu mam przejechanych niewiele...cos koło 7.5 tyś km.
Nie miałem dużo groźnych sytuacji. Ale zaliczyłem jeden poważny dzwon, który chcę jak najdłużej pamiętać. Takich sytuacji, że ktoś mi wyjechał z podporządkowanej nie liczę - bo miałem kilka, zazwyczaj na szczęście w mieście, przy niewielkiej prędkości wiem, że na motocyklu to się zdarza niemal na porządku dziennym :(
Z cieplejszych sytuacji raz miałem tak, że jechałem sobie niezbyt szybko, zasadniczo nawierzchnia była sucha,ale kilka godzin wcześniej padał przelotny deszczyk. No i dojeżdżam do zakrętu w prawo, zasłoniętego drzewami, patrzę a na zakręcie mokro... to było na początku mojej kariery motocyklowej i niebardzo miałem tak naprawdę pojęcie o jeździe...i trochę się wystraszyłem złożyć...patrzę, a mnie coraz bardziej wynosi na zewnętrzną. A z naprzeciwka tir. To mnie jeszcze bardziej sparaliżowało. I zacząłem "namierzanie" - czyli tępe wpatrywanie się w tego tira zamiast zwyczajnie złożyć się do zakrętu. Jest to jeden z podstawowych błędów popełnianych przez niedoświadczonych kierowców (a miałem wcześniej przejechane ponad 25 kkm samochodem). Wtedy o tym nie wiedziałem, teraz już to wiem (i o kilka innych rzeczy jestem do dziś mądrzejszy ;) ) Na szczęście udało mi się przyhamować delikatnie, jako, że prędkość byla nieduża i zmieściłem się na swoim pasie. Ale dostałem nauczkę, że choćbyś niewiem ile lat jeździł samochodem, niewiem jak dobrze znał zakręt, to żebyś się przypadkiem nie zdziwił jak będziesz ten zakręt pokonywał na motocyklu.

Półtora roku później (około 6 tyś km dalej) miałem tego dzwona, o którym wspominałem. W zasadzie przyczyna była podobna - brak doświadczenia. Z tym, że w tym wypadku jednak bardziej znacząca była prędkość. Dlatego odradzam wszystkim kupno mocnego motocykla na początek. Ja miałem jako pierwszy motocykl ZZR600 (wsk i komarów nie liczę), i uważam, że to nie był najlepszy pomysł (już w trakcie kupna to wiedziałem, ale zdecydowałem się kupić bo był tanio, blisko i w dobrym stanie). Ale do dzwona... Jechałem za kolegą - on już w dość znacznej odległości, straciłem go z pola widzenia. Długa prosta, na końcu zakręt w lewo, początek jakiejś wioski. Jachałem sobie dość szybko - ile dokładnie nie wiem (przed samym wejściem w zakręt zwolniłem, pewnie było około 100 km/h). W momencie jak zaczynam wchodzić w zakręt widzę, że z daleka wyglądający na łagodny, zacieśnia się. Myślę, "oj, za szybko, tak nie dam rady". Postanowiłem przyhamować, i złożyć moto po chwili jeszcze raz. Brak doświadczenia -> błędna decyzja. Teraz wiem, że gdybym złożył się mocniej, to z tą prędkością bym spokojnie ten zakręt pokonał. Wtedy tak nie umiałem (6kkm to jest przecież nic) i zrobiłem to, co zrobiłem. W każdym bądź razie jadę i widzę, że sie nie zmieszczę... paraliż coraz większy, a w głowie myśli:
"oj, oj może jeszcze dam radę...nie, już teraz to nie dam rady. Teraz tylko żeby jak najwięcej drzew minąć, to może w końcu sie uda i minę wszystkie...a może przebić się między drzewami na zewnętrzną i w rów...ale nie...rów za głęboki, wbiję się z motocyklem i mnie przygniecie,albo nie dam rady między drzewami i wbiję się czołowo kaskiem w drzewo...to lepiej mijać jak najwięcej, i walnąć pod kątem tak, żeby odbiło mnie na bok..." i już byłem przy poboczu porośniętym drzewami - myśli:
"żeby jak najwięcej drzew ominąć, żeby jak najwięcej drzew ominąć...huh, jedno...uff, drugie się udało...., trzecie...oj, to już nie, to już będzie moje..." puściłem kierownicę, zamknąłem oczy, poczułem szarpnięcie, uderzenie, poturlałem się trochę i kawałek przejechałem na plecach.
Leżę na środku, w poprzek ulicy, na wznak. Pierwsza myśl:
"czy mogę się ruszać, czy mam panowanie w nogach i rękach"...poruszałem kończynami..."no dobrze, czuję, że się ruszają...ale mówią, że jak ktoś doznaje urazu kręgosłupa, to wydaje mu się, że rusza, a tak naprawdę nie rusza..." podniosłem głowę, poruszałem, widzę, ze wszystko się rusza ..." Ok, no to fajnie, czucie mam. Teraz tylko czy poleżeć chwilę ( nie chcę wstawać i patrzeć na mój piękny kochany motocykl w takim stanie, moja biedna piękna ,maszyna... ale nie, nie mogę tak leżeć, bo to za zakrętam, słabo mnie widać, zaraz coś wyskoczy zza tego zakrętu i mnie rozjedzie, albo się przeziębię, a dopiero co sie wyleczyłem z paskudnego i długotrwałego, to wstaję."
Wstałem i pierwsze co to ból w lolanie...ale jakoś daję radę. W jednym bucie (drugi mi spadł jak mnie wyrzuciło z moto) przekuśtykałem na pobocze, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do domu powiedzieć, że miałem wypadek, ale wszystko ok. Usiadłem na poboczu, podkurczyłem kolana, oparłem na nich łokcie i złapałem się za kask. Mój motocykl leżał na lewym pasie, w poprzek - zajmował pół drogi, pełno kłębów pary z cieczy chłodzącej i oleju, które wylały się na gorący silnik, można powiedzieć, że nie wszystkie kawałki jeszcze nawet opadły na ziemie ;) ... słyszę, jedzie samochód...zobaczył w ostatniej chwili zza zakrętu leżący motocykl,kierowca przyhamował z piskiem, zwolnił, popatrzył i pojechał. Siedzę dalej. Z naprzeciwka jedzie drugi samochód....widzi mnie już z dala - zwolnił, zwolnił, objechał mój motocykl (maszyna zajmowała cały jego pas) i pojechał. A ja siedzę na poboczu skulony i trzymam sie za głowę. Niby nic mi nie było, ale zawsze mówia, żeby powypadku nigdzie nie łaźić ani nic, to siedzę ;) Jeszcze jeden samochód przejechał, zatrzymał sie dopiero czwarty. Jakiś stary passat z przyczepką, wysiadło czterech panów i pytają czy nic mi nie jest, jak pomóc. Ja wstałem i mówię, że nic mi nie jest, tylko noga trochę boli i żeby podnieśli motocykl, bo ktoś sie o niego tu jeszcze rozbije i wzięli go na bok. Podeszli szybko do motocykla, łapią go i tylko słyszę "o ku**a, jaki cięężki" ;) za chwilę przyjechał ten mój kolega który jechał pierwszy i sie wszystkim zajął. Kolesie przenieśli moto na pobocze, pojechali, zostaliśmy sami. Dzwonić po karetkę? hm...w sumie aż tak mnie nie boli, a jak przyjedzie karetka to i policja, a jak policja to dostane mandat... poczekamy na kolegę (już był w drodze busem po motocykl), wsiądę i pojedziemy potem na pogotowie. Ale siedzimy chwilę, kolega wyciąga akumulator i odkręca rozerwany zbiornik zbiornik, z którego leje się paliwo. Słyszymy koguta... patrzymy na siebie i ta sama myśl... "policja czy karetka? ... nie, po sygnale słychać, że to policja." Ktoś z tej wioski musiał pewnie zadzwonić.

Tu potrzebne są dwa słowa wyjaśnienia...

wyjeżdżaliśmy z pewnej miejscowości, na wylocie stali z radarem. Już w zasadzie nie było zabudowań, ale ograniczenie prędkości nadal obowiązywało. Akurat mieli zatrzymane jakieś samochody, w tym dużego busa, który nas przysłonił, więc nas nie namierzyli i nie zatrzymywali. Jak koło nich przejeżdżaliśmy, to miałem na prędkościomierzu około 100-110 km/h. Popatrzyli na nas, my na nich. ... 15-20 km dalej miałem ten wypadek.


NIE ZANUDZIŁEM WAS JESZCZE? :) :)

no i co...oczywiście myśl u nas..."czy to ci co tam stali? ..hm, napewno, pewnie byli najbliżej". Za chwilę podjeżdża octawia...a jak, ci sami :/ . Pan policjant wysiada i pierwsze słowa (w zasadzie krzyk):
"No, ja wiedziałem, my tu przyjechaliśmy wam prawojazdy pozabierać, już wy nam pokazaliście jak pięknie potraficie się zachować, no to zaraz zabieram prawo jazdy"
ja na to:
-ale proszę paana, dzis są moje urodziny (bo były - niezły prezent sobie zafundowałem ;) ). Jakie prawojazdy zabrać?Widzi pan co sie stalo z moim motocyklem, ja cały poobijany, a pan tu jeszcze prawo jazdy zabrać?
- no ale mandat będzie!

po czym kazał mi przygotować dokumenty do kontroli. Nastepnie po chwili zapytał czy potrzebuję pomocy medycznej i czy wezwać karetkę. Ja mówię, że w zasadzie nie potrzebuję, ale jako, że kolano mnie coraz bardziej zaczynało boleć, czułem, że coś nie tak z obojczykiem - domyślałem, się, że złamany i zaczęło boleć wszystko poobijane (adrenalina przestawała działać - bo przez pierwsze ponad 15 minut prawie ZERO bólu - poza nieszczęsnym kolanem) nie mówiłem tego bardzo stanowczo, to zadzwonił po karetkę. Ja leżałem na poboczu, dalej stał radiowóz a pomiędzy nami kolega odkręcał przeciekający zbiornik. Pan ch*jicjant podszedł do mnie po dokumenty, spojrzał na motocykl i mówi:
"A to paliwo MUSI SIE TAK LAĆ? NIE MOZNA TEGO JAKOŚ ZABEZPIECZYĆ?"
a ja na to najspokojniej jak tylko mogę (to było przed wypisaniem mandatu, to wolałem nie drażnić psa):
- ale widzi pan, że tu kolega z tym wojuje, próbuje odkręcić jakoś ten zbiornik.
A pan pchładza:
- a nie można jakoś przewodu zagiąć?

my z kolegą tylko popatrzyliśmy na siebie oniemiali...

gratuluję i dziękuję tym, co to wszystko przeczytali ;) jak zechcecie to później napiszę końcówkę.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 2006-02-17 18:25:24 
admin ręczy i poleca:)

Dołączył(a):2011-10-03
Posty: 714
Lokalizacja: Polska

 Tytuł:
PostNapisane: 2006-02-18 00:33:04 
Założyciel forum

Dołączył(a): 2005-06-15 18:42:35
Posty: 738
Lokalizacja: Piaseczno/Warszawa
Płeć: Mężczyzna
Obecne moto: Brak.
Policja rulez... Samochodziarze także... To cała Polska...

Ja mialem w zasadzie 2 historie.

Na CB 500 jeszcze, pierwsza. Jechałem z domu do klienta, zapieprzałem jak głupi (szybko między samochodami, 120 na 3-pasmówce w gęstym ruchu (rano przed 9)), zdawałem sobie sprawe, że przeginam, mówiłem sobie - nie przeginaj, lepiej się spóźnić niż w ogole nie dojechać. Ale oczywiście nie słuchalem sam siebie. Ale udało mi się dojechać do Warszawy, do centrum. Za centrum jadąc w strone "Placu Bankowego" ul. Marszałkowską (warszawiacy będą wiedziec o która trase chodzi), jest taka mała seria zakrętów. Najpierw w lewo, później w prawo i znowu w lewo i później wjeżdża się na Plac Bankowy. Niestety, pośpiech okazał się bardzo złym doradcą. Pierwszy zakręt wziąłem, na drugim się wyglebiłem i przeleciałem przez tory tramwajowe... Ubrania podarte, dekiel motocykla uszkodzony, olej sie leje, tramwaj nadjechał... Wstaję, klne, kurwię, itepe... staram się podnieść moto i przepchać je w strone krzaków rosnących obok torowiska. Nie daję rady, koła się blokują, a tam tramwaj stoi i czeka. W końcu zajarzyłem, że jest na biegu, dałem luz i jakoś przeturlałem CB na bok. Oparłem ją o krzaki.
Sprawdzam co mi jest, wygląda, że jestem cały, trochę lewy łokieć boli, trochę lewe udo, ale generalnie poza obtarciami i zbiciami jest ok. Spoglądam na zegarek, jestem 15 min za wcześnie, mogłem spokojnie dużo wolniej jechać i tak bym zdążył.
Jestem wsciekly na siebie, kurwie, jestem totalnie zawiedziony. Widze rozwalony motocykl, wiem ze dla mnie to koniec jazdy na jakis czas. Pierwsze co robie, to dzwonie i smsuje po wszystkich znajomych chwalac sie, ze mialem krakse... Robie zdjecia motocykla, ubrania, co by pozniej pokazywac ludziom (wyslalem opis zdarzenia i zdjecia na grupe pl.rec.motocykle...). Tak wiec pełny folklor, luz itepe. Po jakims czasie zaczyna mnie nachrzaniac kark.. Adrenalina przestaje dzialac, coraz bardziej odczuwam bol i przeciazenie miesni. Przypominam, ze przelecialem przez tory tramwajowe i zatrzymalem sie prawie po ich 2 stronie. A tory tam sa w 2 strony ustawione...

A teraz pare wnioskow i informacji. Po pierwsze, nadmierna szybkosc najczestrza przyczyna wypadkow. Jak cholera... Pospiech zlym doradca, na motocyklu NIGDY NIE WOLNO SIE SPIESZYC do klienta, do pracy, gdziekolwiek. TO sie zazwyczaj tak konczy.
Po drugie - bledy niedoswiadczonego kierowcy. Mialem wtedy na moto nakrecone z 10.000 km i jeszcze nie potrafilem sie zachowac w sytuacjach awaryjnych. Za szybko wlecialem w zakret, nie zdazylem sie przygotowac i zamiast sie zlozyc mocno, podobnie jak Groszek, zaczalem hamowac. Motocykl mi odprostowalo, pacnalem w kraweznik, wybilo mnie i reszte juz znacie.... NIE HAMOWAC W ZAKRETACH!!! Tzn mozna, dohamowywac, ale przede wszystkim nalezy sie na maksa zlozyc. I jesli widac, ze za szybko wchodzi sie w zakret, starac sie na maksa polozyc, a nie prostowac moto i starac sie wyhamowac przed przeszkoda... Nauczka na cale zycie.

Przydala sie jakis czas pozniej. Oto bowiem Mr.Jack jadac z kolezanka, postanowil z duza predkoscia wziac pewien zakret (dla wtajemniczonych - zjazd trasa siekierkowska w lewo na Powsinska zdaje sie.) Fajny wiadukt, dobry asfalt no to 140. Wszystko fajnie, dopoki sie nie okazuje, ze zakret ten w pewnym momencie zmniejsza promien. Znaczy sie najpierw poki wszystko widac jest w miare latwy, a w pewnym momencie nastepuje mocniejsze zagiecie. I tutaj przydala sie lekcja z wypadku. Zamiast hamowac, na maksa sie zlozylem. Widzialem tylko jak lewe barierki coraz bardziej sie oddalaja, a prawe i bariery wygluszajace zadziwiajaco szybko sie zblizaja. Jednak wydalo, a ja po raz pierwszy w zyciu przytarlem podnozki i buty :D EUFORIA!!! No normalnie czad! Adrenalina w kosmos, jak zjechalem z zakretu zatrzymalem sie na prawym pasie, zsiadlem z moto i zaczalem ogladac podeszwy i lewy podnozek. Dzieki tej sytuacji przestalem sie bac ostrzej skladac, do tej pory nie wiedzialem czy jak sie mocniej zloze opony nie puszcza. Wtedy sie dowiedzialem, ze pomiedzy moja bariera psychiczna, a mozliwosciami opon i zlozenia motocykla jest przepasc.


Kolejna sytuacja wydarzyla sie podczas wycieczki do Częstochowy. Jechalem z kolezanka. Mniej wiecej po 2/3 drogi byly roboty drogowe. Z 2 pasow zrobil sie jeden, znaczy sie ruch zostal poprowadzony w 2 strony jednym odcinkiem drogi. Pomiedzy obiema jezdniami postawiono takie pionowe prostokatne znaki ze skosnymi bialo-czerwonymi paskami. Na pewno kazdy z was sie z tym spotkal. Niskie takie, z podstawka. No i generalnie jak to motocyklista, staralem sie wyprzedzac jadace samochody, mieszczac sie pomiedzy tymi znakami a samochodami - bylo to proste, bo wszyscy widzac, ze jade, puszczali mnie. Normalnie pelna kultura. Problem pojawil sie, gdy przyszlo wyprzedzic TIR. Jacus niewiele sie zastanawiajac, zaczal go wyprzedzac, nie wzial tylko pod uwage, ze TIRy sa 'nieco' dluzsze od samochodow. W polowie manewru, gdy okazalo sie, ze najblizszy znak na srodku jezdni okazal sie blizej niz myslalem, nie bylo juz szans na wyminiecie TIRa, sytuacja sie nieco skomplikowala ;) Z lewej strony jadace z naprzeciwka samochody, z prawej TIR, a ja pedze z kolezanka na czolowke ze znakiem.

Hamulce na maksa, wyda wyda wyda... nie wydało. Zatrzymałem sie na znaku, przesuwajac go o kilkanascie metrow do tyłu. Ze starcia ze znakiem zwyciesko wyszla jednak CB 500. Pancerny motocykl. Znak sie pogial doszczetnie. W CB padła tylko szybka, kierunkowskaz i pol klamki sprzęgła. Najzabawniejsze z tego jest to, że koleżanka tak sie zapatrzyła na widoki, ze w ogole nie zauwazyła awaryjnego hamowania i niebezpiecznej sytuacji, a gdy spytalem czy wszystko z nia ok, to ze zdziwieniem zapytala o co chodzi. Myslala, ze po prostu mocniej zahamowalem, ot tak. Motocykla nie przewrocilo, po prostu zatrzymalem sie na znaku, ktory tylko troche poszedl na lewo uszkadzajac wlasnie w/w elementy. Po przeniesieniu jego wraku na pobocze, pojechalismy dalej. Wtedy wlasnie sie przekonalem, ze jazda typowym nakedem (bez szybki) z predkosciami powyzej 110 km/h to katorga dla szyi... Miotało mi głową przez cała droge powrotna niemilosiernie, bo jakos nie chcialo mi sie zwolnic i jechalem 120-140. Kark mnie bolal jeszcze przez pare dni.

Wniosek: brawura i dzialanie automatyczne (TIR byl po prostu kolejnym wyprzedzanym samochodem, jechalem juz mechanicznie) potrafia wzmocnic miesnie karku ;) A przy okazji uszczuplic porftel.

W zasadzie to byla ostatnia taka glupia akcja z mojej strony, no, moze na Tcacie mialem jeszcze raz troche glupia sytuacje, gdy postanowilem z gorki wyprzedzac samochod, a z jadacym z naprzeciwka Żukiem minąłem się o wlos ;)


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 2006-02-18 09:37:15 
Pierwszy wydech regionu

Dołączył(a): 2005-12-28 18:45:54
Posty: 309
Lokalizacja: Opole Lubelskie
Płeć: Mężczyzna
Obecne moto: CBR 600 F4i
heh.. ja na GPz 500 mialemze wprzedzac zaczalem samochodziarza przy jakis 120... byl kawalek prostej.... kumpel CBR900RR nie mial problemu to i ja poszedlem....ale mi chuj zaczal przyspieszac.. i nie moglem go wprzedzic z racji malej pojemnosci... i tak mnie trzymal prawie przez cala prosta.... nagle z za zakretu sie wylonilo 2 auto.. jadace czolowo na mnie.....i nie mialem wyjscia... serce w gardle i 2 heble naraz..... kumpel ktory jechal za mna... stwierdzil ze pierwszy raz widzial zeby sie dymilo z 2 opon jednoczesnie.... cale szczescie zdazylem uciec na swój pas....


2 hystoryjka... jechale sobie powoli z 50-60 na godzine .,.... tyle co zdazylem zjechac ze skrzyzowania.... nie spodziewajac sie niczego... z przeciwka jechala kobieta jakims takim malym samochodem dostawczym..... i jakies 3 metry odemnie wlacza kierunek w lewo i skreca na parking bez zadnego ostrzezenia bez spojrzenia... ja po heblach i w glowie jedna mysl.... przypierdole w nia..... cale szczescie nie wiem jak udalo mi sie wyjsc z opresji...... zatrzymalem sie .. chwile postalem ... zawrócilem i klientke zjebalem okrótnie....

3 hystoryjka.. jak kupowalem Tcata... bez kasku sobie jechalem w bluzie.... i mijam sobie 1 ...2....3...4...5 brame... i mowie sobie dam u w pizde.... dalem a tu nagle mi z jednej z bram wyjezdza emeryt.... pierwsza mysl puscic tcata i klasc sie na boku..... ale mowie chuj trza sie bronic... heble po chwili w pizde i jakos ominalem...dziadek zdebial... ja sie wqrwilem... ale jak narazie zyje...


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: szkoda moto
PostNapisane: 2006-02-20 12:49:05 
Prawie jak Mistrz Europy

Dołączył(a): 2006-02-19 22:30:22
Posty: 568
Lokalizacja: Limanowa
Witam!
Ja od tygodnia mam thundercata. Prosto z Niemiec 13 tys 96 rok. Ojej jak się cieszę 55 dziadziuś w Niemczech kupił sobie 10 lat temu i przepalał czasami w niedziele. Tym sposobem mam prawie nowy motocykl, na którym jeszcze znajdują się tu i ówdzie folie. Nie źle, ale mam farta. Piękny napęd, opony itd. Miód. Ale do tematu. Jeżdże na motocyklu dopiero sezon. Zacząłem od zzr 600 wspaniały i dynamiczny motocykl. z 92 roku 256 poszedł, aż mi włosy bardziej siwe się zrobiły. Nie myślałem że tyle wyciągne. A wywrotka? Nie wiedziałem czy płakać czy śmiać się. Nowy lakier na przedniej owiewce, nowe klosze od kierunków, nowy napęd dida (kupiony dzień wcześniej). Wyskoczyłem na chwile do miasta. Załatwiłem wszystko i szybciutko do domu. Odpalam maszynę, delikatnie z chodnika zjeżdżam, pusto... ok. to rura jeden, dwa, o kurwa... (ja pierdole nie wierze) był mały łuk i ktoś wyjechał z podporządkowanej, a ja ręka na hantel, ułamek sekundy leże na ziemi, dre spodnie i kolano, motocykle zatrzymuje się na krawężniku.
Wstaje, nic nie czuje, potem dłonie pieką (był upał, to ubrałem tylko kask), potem kolano boli, podnosze moto. Moje śliczne moto... całe w strzępach, silnik wyrwany, owiewek nie ma, bo go postawiło i znak przestawił. Cholera... dzwonie po kumpli zwoża mi moto a ja do szpitala. Dłonie zdarte, wycinają mi skalplem asfalt. W sumie dobrze (rękawice całe). Gorzej z kolanem, skóra zmiażdżona ale się wyliże. Moto do sprzedania za pół ceny (już zrobione jest na allegro-polak potrafi). To straszne. Nic nie kupie od polaka, to czyste hybrydy.
Już zaczynam składać na nowego. Tym razem nie kupie nic tańszego. Chce mojego pięknego Thundercata. i taki piękny mi się trafił. Nie znalazłem piękniejszego motoru w tych rocznikach. I dlaczego go już nie produkują? Nie mam pojęcia. A taką zzr’ke wciąż bez zmian robią.
Wnioski:
Nigdy w największy upał nie wsiadać na moto bez oprawy skórzanej
Nigdy nie hamować na zakrętach
To tyle, niech ten śnieg topnieje wreszcie

Pytek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 2006-02-20 19:52:24 
Założyciel forum

Dołączył(a): 2005-06-15 18:42:35
Posty: 738
Lokalizacja: Piaseczno/Warszawa
Płeć: Mężczyzna
Obecne moto: Brak.
Hamowanie na zakretach nie jest samo w sobie zle, zalezy od sprzetu, opon i umiejetnosci kierowcy. Trzeba tylko tak hamowac, zeby kol nie zblokowac...


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 2006-02-21 09:30:34 
Prawie jak Mistrz Europy

Dołączył(a): 2006-02-19 22:30:22
Posty: 568
Lokalizacja: Limanowa
Mi koła nie zblokowało, ale byłem na momencie zmieniania biegu, pochylony na zakręcie, wrzuciłem 3 pełny gaz, i samochód, więc tylko dotknąłem przedniego hamulaca i ułąmku sekundu motor przycisnęło do asfaltu. Myślę że to nie doświadczenie. A poza tym rano podkręciłem na lince gaz no i nie zdążyłem się przyzwyczaić...


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 6 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Administracja forum: admin@motocykl.org