No to i ja wczoraj wystartowałem. Co prawda nie bezboleśnie, ale jednak - oto relacja z nie do końca wymarzonego początku sezonu:
11.00 Tel. do kumpla czy jeździ, mówi, że musi iść zobaczyć czy mu moto po zimie odpali, bo aku pewnie padnięte. leję z niego (szydera), no bo przecież mój FZ6 na pewno odpali mimo, że nie ruszany od listopada, ale w relatywnie ciepłej hali garażowej pod blokiem stoi, przecież światła działają, zegarek działa, alarm chodzi, więc luz. Zaczynamy z plecaczkiem się ubierać.
11.05 Osz k**wa ile tego jest do założenia na siebie, jeszcze wszystko po zimie porozkładane, powypinane podpinki, masakra. I ciuchy znowu jak to po zimie - skurczyły się o rozmiar dziwnym trafem... ;)
11.15 Dobra, my są upocone, ale ubrane, dzwoni kumpel, że nie odpalił nawet po kablach od samochodu (diesla) i on odpuszcza, więc szydera po raz drugi i ruszamy do garażu.
11.25 O k**wa, ale fajnie. idziemy polatać!!! Motura odpakowuję z pokrowca, wystawiam, ubrany cały, uchachany, starter wciskam i... Dupa. Wielka. Włochata. Aku nie żyje :( Ale spoko mam przecież kable w furze. A nie, jednak nie mam, pożyczyłem kumplowi i nie oddał. Będzie w ryj, ale to później. Pojawia się drugi problem. Gdzie tu jest aku w tym wynalazku? W Bandziorze miałem pod kanapą od razu... Odpowiedź pojawia się dość szybko - w okolicach główki ramy POD BAKIEM. Zalanym do pełna na zimę. A co trzeba zrobić, żeby podnieść bak? Wyjąć wypełnienie czachy, bo inaczej nidyrydy i nie wyjdzie. Szlag by to trafił. Nie tak sobie wymarzyłem rozpoczęcie sezonu, ale nic to. Przynajmniej Plecaczek wyrozumiały i jak na przedstawicielkę płci przeciwnej wyjątkowo niemarudny i chętny do pomocy. No to robim, panie.
12.00 Dzwonię do kumpla (tak, tego co mu nie odpalił), mówię mu żeby podjechał z kablami, szydera zwraca mi się z nawiązką oczywiście, ale przyjedzie, tylko za jakiś czas bo wyjechał. Ja w tym czasie biorę się za rozkładanie czachy i robienie dostępu do aku. Plecaczek robi sobie przerwę na Snickersa. Po wcale niekrótkiej chwili wypełnienie wyjęte bez strat w ludziach i sprzęcie, ja już umordowany, bo cały czas w ciuchach na moto (leniwy jestem i nie chciało mi się przebierać, a w garażu jakieś +3C).
13.15 Kumpel przyjeżdża. podjeżdża, podłączamy kable do jego diesla i... znowu dupa. Dalej nie odpala, aku prawie się nie ładuje, WTF!? W końcu wpadamy na pomysł, żeby podłączyć do mojej benzyny i moto odpala za pierwszym razem! Ha! Sukces! Zajebiście! Niech pochodzi trochę. Para skrapla się z wydechu, moto żyje, ryje się cieszą. Po 3 minutach w całej hali garażowej włącza się alarm stężenia CO, CO2, H2O, WBC, NBA i ch*jwieczegojeszcze. Wiatraki chodzą, koguty migają, syreny wyją. Ja j*bie. Dobra, przestawiamy moto wylotem pod bramę i fotokomórkę, niech dymi na zewnątrz jeszcze przez chwilę. Dobra, popracował trochę, muszę zgasić i złożyć do kupy czachę. W trakcie składania 5 minut szukam klucza, który przecież miałem w ręku. Może został po drugiej stronie hali jak przestawiałem moto. Idę zobaczyć. Nie ma. Wracam. Mówię, że nie mogę klucza znaleźć. Plecaczek z rozbrajającym uśmiechem otwiera rękawice - "Tego?". Kumpel leje, ja facepalm. a Plecaczek - "No nie mówiłeś jak szedłeś, że tego szukasz, a dałeś mi go chwilę temu." Kobiety i prace z narzędziami - stanowcze nie.
13.45 Czacha złożona, alarm przestał wyć. Sakramentalne pytanie - czy odpali? Ręka drży, starter, jest! Zapalił. Wyjeżdżamy z hali! Hurraaaa! 500m jazdy, wylot z osiedla. k**wa, coś jest nie tak, znowu coś mi n*******la w lewy set. Może to nóżka? Muszę dokręcić, bo opiździeję po tych akcjach jak mi coś jeszcze stukać podczas jazdy. Kumpel się zatrzymuje. Zonk - klucze w kufrze. Muszę zgasić. Odpali? Nie odpali? Ryzykuję. Dokręcam nóżkę. Chowam sprzęt. Starter. Dupa. Ja j*bie. W końcu kumpel pomaga, odpalamy na pych. Dobrze, że wiedział jak, ja bym nie ogarnął. Podziałało. Nauczka jest - trza pojeździć i podładować bez gaszenia. Dobra, jedziemy już bez kombinacji, trza tylko podpompować oponki po zimie, więc wio na stację.
14.15 W drodze na stację oczywiście okazuje się, że to nie nóżka, więc coś dalej łupie w set, ale ja już nie mam siły. Podjeżdżam pod kompresor - AWARIA. I ch*j. Już się nawet nie denerwuję, zaczynam mieć dość przygód. Wyjeżdżam ze stacji w kierunku drugiej, jadę przepisowe 50, bo próbuję zidentyfikować to łojenie w seta, a tu kretyn w BMW7 na numerach P1 CAMEL wyprzedza mnie z prawej strony, prawie ścierając kurz z kolana Plecaczka. Chcę go dogonić na światłach, ale odpuszczam po chwili - nie wiem ile mam ciśnienia w oponach, ale wiem ile w sobie i miło to się nie skończy. Wracam na trasę na stację, ale jak Cię gościu spotkam, a wiem, że jesteś z okolicy, bo już cię widziałem, to sobie porozmawiamy. Albo ja z Twoimi lusterkami, zależnie od nastroju.
14.30 Opony napompowane (po pół bara za mało w każdej było), jedziemy byle dalej z miasta. Pierwsze 10km jestem spięty, jakoś mi wszystko przeszkadza, nowe buty coś mało precyzyjne, głośno, zimno, wieje, piach wszędzie na drodze, kierowcy chcą nas zabić, a idź pan w pomidory z tymi motocyklami! Przechodzi mi po jakichś 30km. Powoli coraz szerzej się uśmiecham. Zimno przestaje przeszkadzać - bielizna termiczna i grzane manetki spisują się wyśmienicie (chociaż powyżej 100km/h jest zdecydowanie odczuwalne). Słoneczko świeci, widoczki fajne. Zawracamy po jakichś 30 minutach - Plecaczkowi jednak za zimno i przygody zmęczyły deczko. Po godzinie z hakiem motur śpi w garażu, a ja idę pod ciepły prysznic, a potem odbijam stres zajebistą pizzą (całą - nic dziwnego, że potem się nie mieszczę w ciuchy ;)).
Podsumowując: Sezon rozpoczęty, jakieś 60km nawinięte, 1:0 w pojedynku Bandzior vs FZ6 - nie dość, że akumulator na widoku, to NIGDY nie miałem problemów i odpalał po zimie od strzała, jeszcze inne motury od niego odpalaliśmy. Kierowcy nie ogarniają jeszcze, że już motury na drogach jeżdżą, a niektórzy to po prostu c***e.
I na koniec dwie zagadki: 1 - Co może tak przenosić drgania, żebym czuł je na secie z lewej strony? Nie mam jednej śrubki w błotniku (tej na środku od strony silnika - btw jaka to śruba? Próbowałem kilku i nie pasują...) i przeskakuje mi nad setem czasem osłona łańcucha, ale czy to aż tak bym odczuwał? 2 - Czemu aku nie ładował się od diesla, a od benzyny od razu poszło? Dlatego, że diesel na dzień dobry sam generuje większy pobór prądu? Pytam, bo nie wiem. ;)
|