Wcale nie jestem uzależniony od forum |
Dołączył(a): 2014-08-17 12:43:43 Posty: 1185 Lokalizacja: Przemyśl
Płeć: Mężczyzna
Obecne moto: R1250RS
|
Relacja z podróży motocyklowej do Chorwacji i Czarnogóry, 27.06 - 08.07.2015 r., 4000 km.
:moto: Croatia and Montenegro - Feels Like Heaven :moto:
Witam Was w nowym wątku, w którym postanowiłem opowiedzieć Wam historię mojej pierwszej konkretnej wyprawy motocyklowej gdzieś dalej niż bliższe okolice Polski. Pomysł ten zrodził się rok temu w maju, gdy byliśmy na wyprawie w Zakopanem, którą też opisałem tutaj na forum. Powiedziałem wtedy, że w następnym roku Chorwacja, choć sam nie wiedziałem na co się porywam. Miało być to coś nowego, bo dotąd tylko o tym kraju słyszałem wiele dobrego, a osobiście uwielbiam klimaty śródziemnomorskie więc wybór był prosty. Do tej pory bywałem w Grecji i znałem dobrze tamte klimaty, tutaj jednak oczekiwałem czegoś nowego, bardziej egzotycznego.
Początkowo myślałem, że uda nam się pojechać całą tamtejszą grupą, jednak jak to w życiu bywa wszystko się zmieniało dynamicznie aż w końcu pojechali ci co nie mieli jechać, a w domu pozostały wyjazdowe "pewniaki". Dla mnie natomiast najważniejsza była obecność plecaczka, bo z nią mogę jechać zawsze i wszędzie choćby bez współtowarzyszy.
Od tamtego dnia zacząłem orientować się jak zorganizować taki wyjazd i co będzie mi do tego potrzebne. Do samego końca nie wiedziałem też jak ta wyprawa będzie wyglądać, bowiem zostawiliśmy sobie pewne niewiadome, które wyjaśnią się dopiero na miejscu. Pomysł jednak polegał na tym, żeby przejechać całą Chorwację drogą od północy, tzw. Magistralą Adriatycką wzdłuż wybrzeża do samego południa, gdzie ostatecznym celem miał być "perła Adriatyku" - Dubrovnik, po drodze zatrzymując się w bardziej interesujących nas miejscach. Oczywistym było, że nie da się na raz i w tak krótkim czasie zobaczyć wszystkiego, jednak w zależności od okoliczności wybrałem to, co za pierwszym razem musiało być.
Dużo wysiłku przeznaczyłem na kompletowanie potrzebnego sprzętu campingowego oraz serwis i przygotowanie motocykla, komplet nowych kufrów, stelaż, opony itd. Czas trwania wyjazdu nie był ściśle określony, ponieważ nie wiedzieliśmy czy wystarczy nam pieniędzy na tak długi pobyt jak chcieliśmy - a więc było to uzależnione od tego, co zastaniemy na miejscu. Ostatecznie wyjazd rozpoczął się 27 czerwca i trwał całe 12 dni, do 8 lipca tak jak to planowaliśmy w najlepszym razie i praktycznie wszystkie okoliczności nam sprzyjały od początku do samego końca.
Zanim przejdę do tekstowego opisu dodam, że zrobiłem ponad 1000 zdjęć i ponad 1000 filmików z całej tej podróży. Film jest już na YouTube, ma on cztery części (w sumie ok 2 godzin) i pod względem audiowizualnym to wszystko, co chciałbym przekazać. Jednak piszę dla Was tą relację, bo na filmie nie ma wielu rzeczy, o których chciałem opowiedzieć a są istotne. Link jest na samym dole, jednak polecam najpierw przeczytać tekst a później obejrzeć. Tyle słowem wstępu, zaczynamy! ;)
Część I
Dzień 1 - 27.06. - trasa: Przemyśl - Słowacja - Węgry (Budapeszt).
Spotykamy się wcześnie rano u mnie pod domem, przyjeżdża kolega Bartek na V-stromie 650 z dziewczyną Ulą. Mój plecaczek - Weronika - jest już u mnie od dnia poprzedniego i jesteśmy choć przygotowani to totalnie nie wyspani, bo emocje związane z wyjazdem nie pozwalały nam zasnąć przez noc. Jemy razem śniadanie, sprawdzamy czy wszystko jest i w drogę. Choć była 8 rano już było strasznie gorąco, co zwiastowało nadchodzącą falę upałów w Polsce.
[ img ]
Wyruszamy punktualnie o 9 i tego dnia naszym celem jest dojechanie do Budapesztu na camping. Nie mieliśmy wcześniej bookowanych żadnych noclegów, więc z kilkoma adresami w telefonie trzeba sobie je było upolować. Co prawda pisałem maila do Bikercampu ale nie doczekałem się odpowiedzi. Nasze motocykle były bardzo załadowane, przez co jazda wymagała przyzwyczajenia jak i sporej uwagi w prowadzeniu. Granicę ze Słowacją przekroczyliśmy w Barwinku podążając na południe przez Svidnik, Preszów, Koszyce. Pogoda zrobiła się nieco pochmurna no i nasz optymizm ostudziły remonty od samego początku Słowacji do samego niemal końca. Straciliśmy więc sporo czasu zanim okrężnymi drogami, przez cygańskie wioski i lasy dojechaliśmy do Koszyc. Tam czekała nas na obwodnicy miasta podwójna obstawa radarowa, którą mieliśmy szczęście ominąć, podobnie ostatnie metry przed granicą węgierską. Po przekroczeniu granicy, w okolicach Miskolca krótki postój na stacji celem uzupełnienia zbiorników, miła pogawędka z rodakami również zmierzającymi na wakacje ale do Grecji i dalej dzida w nieco innym kierunku. Tutaj zamiast wjechać na autostradę skręcamy bardziej na północ i wybieramy wspaniałą trasę wiodącą przez Park Narodowy Lasów Bukowych. Jest to dosłownie raj dla motocyklistów z mnóstwem zakrętów i pięknych pomników przyrody, droga o dlugości niemal 100km wiodąca z Miskolca do Egeru. Pomimo sporej wagi pocisnęliśmy z Bartkiem nasze motocykle po tej trasie i było to naprawdę coś! Słonne w Bieszczadach mogą się schować w porównaniu z tą trasą - nie wiem czemu tak mało się o niej mówi. Dalej już jedziemy spokojnie kalkulując późną naszą obecność w Budapeszcie ok 19:30. W końcu dojechaliśmy, ponad 500km do bram Bikercampu, jaką euforię wywołał ten widok wcześniej widziany tylko na Google Street View;)
[ img ]
Szczęśliwie okazało się, że miejsca nie brakuje co wnioskowałem po milczeniu ze strony właścicieli na moje maile. Plac był spory, cały zielony no i tylko parę osób, w tym rowerzyści z UK na rowerach które wyglądały jakby się miały zaraz rozpaść. Rozłożyliśmy namioty, prysznic, kolacja i spanko. Jako, że byłem kierownikiem całej wycieczki nie wiedziałem jak dziewczyny zniosą wiadomość, że trzeba wstać wcześnie rano jeżeli chcemy się jutro wykąpać w morzu. Jak się okazało wizja ciepłej wody i plaży podziałała motywująco :mrgreen: , więc ustaliliśmy wieczorem pobudkę na 5 rano aby jak najszybciej dotrzeć nad wybrzeże. W nocy lekko pokropił deszcz ale było to bez znaczenia przy zmęczeniu tego dnia więc spaliśmy jak zabici.
Dzień 2 - 28.06. - trasa: Budapeszt - Zagrzeb - Rijeka - camping Sibinj.
Piąta rano wstaliśmy z Bartkiem i zapoczątkowaliśmy zbieranie dobytku celem szybkiego wystartowania .
[ img ]
Z Budapesztu wyjechaliśmy sprawnie, choć muszę przyznać, że to ochydne miasto i marzyłem aby się stamtąd wydostać. Zrobiło się gorąco i mój telefon jako nawigacja zwariował przez co straciliśmy trochę czasu ale ostatecznie trafiliśmy na autostradę w kierunku Zagrzebia. Tutaj nic praktycznie ciekawego się nie działo, mijaliśmy czasem fajne samochody a krajobraz był ogólnie taki nijaki, nawet mało było pól słonecznikowych jak to powinno być na Węgrzech. W okolicach Balatonu fajne były mosty i wiadukty skąd było widać ten ogromny akwen. Myślałem, że uda nam się na chwilę tam zatrzymać ale porzuciłem ten pomysł, bo celem było dojechać nad wybrzeże gdzie czekały ciekawsze atrakcje. Jazda autostradą była dość nużąca ale przyjemnie było się pośmiać słysząc śpiew pasażerki (aby nie zasnąć ;)), na postoju sumiennie liczyliśmy kilometry, które nam pozostały. :roll:
[ img ]
Po drodze zdarzył się lekki deszczyk jednak bez istotnego wpływu na naszą jazdę. Przed granicą chorwacką trochę się z Bartkiem zestresowaliśmy bo pomimo uzupełnienia poziomu paliwa w Budapeszcie po drodze nie było ani jednej stacji, szczególnie przy granicy. Jak dojeżdżaliśmy do granicy to bałem się, że będziemy musieli skorzystać z Assistance na dowiezienie nam paliwa. Przekroczyliśmy jakoś granicę i niewiele dalej ukazała nam się upragniona Chorwacja. Niczym bramy niebios niebo zrobiło się niebieskie z gdzieniegdzie groźnie wyglądającymi chmurami burzowymi. My na stacji zatankowaliśmy spragnione motocykle i poczuliśmy się duuużo lżej. Tutaj zrobiło się od razu bardziej zielono, górzyście i co najważniejsze - słonecznie. Odtąd na luzie jechaliśmy w kierunku Rijeki przez wspaniale położoną autostradę i różne rejony Chorwacji, tutaj naprawdę czuliśmy się jakbyśmy wjechali do lepszego świata. :whistle:
W końcu w pewnym momencie ukazało się naszym oczom morze i pięknie położone na wybrzeżu miasto Rijeka z rewelacyjnymi estakadami i łodziami na morzu aż po horyzont :thumbup:. Byliśmy dosyć zmęczeni, szczególnie dziewczyny narzekały jednak to właśnie tutaj zaczynała się dla nas Magistrala Adriatycka. Po uzupełnieniu zbiorników benzyną podążyliśmy na południe celem znalezienia campingu. W okolicach Rijeki na jednym policzono nam prawie 30 euro za motocykl więc oczywistym było, że powinniśmy jechać dalej. Tak też zrobiliśmy i ostatecznie znaleźliśmy się w okolicach miasteczka Senj, gdzie trafiliśmy na świetnie położony camping Sibinj. Tutaj rozłożyliśmy nasze namioty i widok z nich wynagradzał nam wszystkie jak dotąd poniesione trudy podróży ponad 550km tego dnia. Widoki jak z pocztówek - tak piękne, że prawie nierealne - z wyspą Krk w tle :shock:.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Chcieliśmy się wykąpać więc udaliśmy się na plażę i zanurzyłem się tylko ja, bo woda była lodowata :o! Czysta jak kryształ, jednak ok godziny 19 dość wychłodzona dała nam jedynie przedsmak tego co od tej pory się będzie działo. Dziewczyny ostro oponowały abyśmy tutaj zrobili sobie przez jeden dzień przerwę, jednak pomimo zmęczenia nie mogliśmy sobie za bardzo na to pozwolić. Na południe stąd wody są dużo cieplejsze więc naprawdę warto byłoby się jeszcze jeden dzień przejechać żeby dobić do Makarskiej Riviery. Ostatecznie dogadaliśmy się, że dojeżdżamy na Makarską kolejnego dnia i robimy pauzę - tam to sama przyjemność. Wieczorem i tak prawie do północy chodziłem robić zdjęcia ze skał, byłem oszołomiony tym, że tutaj wszystko jest takie piękne a zarazem w tej prostocie tkwi właśnie magia. Nie ma internetów, tego całego zgiełku tylko szum morza i piękne widoki.
Tak naprawdę kolejnego dnia miałem wcześniej w planach objechanie dookoła całego półwyspu Istria, jednak sam byłem głodny plaży i wody, w której uwielbiam pływać. Zostawiłem ten pomysł na inną okazję, bo zostało nam jeszcze duuużo do zobaczenia w Chorwacji innym razem :P. Na campingu spotkaliśmy też inną parę z okolic Wawy na srebrnej FJR1300, pogadaliśmy trochę wieczorem i rano. Kierownik to kierowca zawodowy w transporcie międzynarodowym i te drogi zna bardzo dobrze ze swojej pracy. Przyjechał z małżonką na dwudziestą którąś rocznicę ślubu, żeby pokazać jej te rejony. Byli już w Bośni w Medjugorie i kierowali się teraz na Austrię, żeby zahaczyć jeszcze o górskie odcinki specjalne :) Mówili nam, że na południu jest bajka - i jak się okazało - była ;)! Wcześnie rano zanim jeszcze się zebraliśmy nasi rodacy odjechali w kierunku północnym.
[ img ]
Dzień 3 - 29.06. - trasa: camping Sibinj - Makarska Riviera - Camping Boban.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Ten dzień był trochę krytycznym dniem podczas całej wyprawy, bo nikt nie jest przyzwyczajony dzień za dniem jechać prawie po 600 km. Dystans, który mieliśmy do pokonania nie był długi, jednak nie była to autostrada tylko normalna dwukierunkowa droga wybrzeżem. Byliśmy zmęczeni tymi dwoma dniami, pomimo radości z bycia tam, gdzie byliśmy. Pośpiech więc tego dnia nie był wskazany, za to delektowanie się widokami jak najbardziej. Rano po śniadaniu poszliśmy na plażę porobić zdjęcia, następnie pakowanie i ruszamy na południe - tam będziemy się wylegiwać i korzystać z plaży do woli. :beer: ;)
[ img ]
Przy wyjeździe z campingu okazało się, że nocleg wyszedł nam naprawdę tanio, jakieś 17 euro na motocykl więc poniżej zakładanych kosztów. To napawało nas optymizmem jeżeli chodzi długość trwania całego wyjazdu - wstępnie wiedziałem już, że nie będzie tak źle jak mnie straszono. Ogólnie na ilu campingach byłem to naprawdę są świetnie wyposażone i jest na nich wszystko co potrzebne do przetrwania i cieszenia się pobytem. Najważniejsze jest w nich jednak to, że ma się dosłownie parę metrów od wyjścia z namiotu do morza, przez co czuje się jakby się mieszkało na plaży - a nawet tego nie ma większość apartamentów. Nigdy nie spałem tak dużo w namiocie, jednak przekonałem się, że wystarczy karimata i świetnie spędzony dzień, żeby wysypiać się jak nigdy wcześniej.
[ img ]
Gdy wyjechaliśmy z campingu droga była rewelacyjna, teraz rozumiem na czym polega wspaniałość tej Magistrali Adriatyckiej. Niegdyś była to główna i jedyna droga tranzytowa i jazda tędy była nie tyle męcząca co równie niebezpieczna. Obecnie tranzyt odbywa się autostradą wgłąb lądu, natomiast ruch turystyczny - wybrzeżem. Nie mam zdjęć z jazdy, tylko film więc tam zobaczycie jak to wyglądało a wyglądało fenomenalnie. Co parę kilometrów piękne zatoki z plażami, starymi budynkami krytymi charakterystyczną dla tego śródziemnomorskiego regionu dachówką, łodzie, ryby i ich smażalnie. Dużo jest tutaj lokali z rybami, makaronami no i pizzą najlepszą na świecie! Zatrzymaliśmy się przy jednym lokalu i tam na spokojnie zjedliśmy trzy pizze, smak tej z tuńczykiem pamiętam do dziś! Nie jest to ciężka polska wersja z kilogramem sera, tylko przepyszne ciasto tu i ówdzie maźnięte sosem czy jakimś dodatkiem ale tak smaczne i lekkie, że aż chce się jeść. Do tego te wszystkie zioła i przyprawy, które rosną tutaj totalnie na dziko. Nawet oliwki rosną tutaj na drzewie przy wejściu, a warzywa za budynkiem z tyłu skąd zbiera się je do przygotowywanych dań. Zadowoleni po takiej uczcie ruszamy dalej, mając w kufrze pyszne ciasto z miejscowej piekarni.
[ img ]
Jadąc w kasku uśmiechałem się od ucha do ucha i czułem się spełniony razem z pomysłem przyjazdu tutaj. Po drodze mijaliśmy zarówno góry (Welebit), jak i tunele oraz cudowne nadmorskie miasteczka jak Senj czy Karlobag. Od Splitu zaczęły się pojawiać po lewej stronie bardzo wysokie pasma górskie, co zwiastowało zbliżanie się do gór w paśmie Biokovo oraz Makarskiej Riviery. Tam zaczęły się wspaniale położone miejscowości tuż przy linii brzegowej i tak właśnie przebiegała droga, którą jechaliśmy :geek:. Jak dla mnie jest to raj na Ziemi, bardzo podobało mi się miasteczko Omiš. Tuż za Makarską jechaliśmy fantastycznie położoną drogą na wysokości kilkuset metrów w górzystym terenie i to tuż nad przepaścią, która na dole kończyła się morzem rozciągniętym aż po horyzont. Kawałek dalej przywitała nas charakterystyczna tablica "Makarska Riviera". Tutaj ominęliśmy główne miasto Makarska i podążyliśmy na południe w poszukiwaniu campingu Boban, wiele razy polecanego na naszym forum. I udało nam się je znaleźć, sympatyczna pani zaprowadziła nas w ostatnie wolne miejsca blisko morza - były dla nas idealne!
[ img ]
Byliśmy okropnie zmęczeni ale jednocześnie szczęśliwi, że u celu i to w takim miejscu :thumbup:. Rozłożyliśmy namioty i jedyną rzeczą jaką nam się chciało to kolacja na niewielkim molo tuż pod parasolem z liści palmowych. Od namiotów mamy do morza może z 20 metrów, piękny mały port wyłożony kamieniem, wspomniane molo oraz plażę o długości około kilometra. Na wprost nas mamy wyspę Hvar, niewiele dalej Brać i Korčula.
[ img ]
Od tego momentu nasz wyjazd wkracza w całkiem inny rozdział, który opiszę w kolejnej części relacji.
Tymczasem zanim ona powstanie zapraszam nas na pierwszą część filmu z opisanej przeze mnie relacji na YouTube :thumbup:!
:crazy: https://www.youtube.com/watch?v=tEud4zO4BGQ :thumbup:
Ostatnio edytowano 2015-12-09 20:00:13 przez blue7, łącznie edytowano 1 raz
|
|