Wcale nie jestem uzależniony od forum |
Dołączył(a): 2014-08-17 12:43:43 Posty: 1185 Lokalizacja: Przemyśl
Płeć: Mężczyzna
Obecne moto: R1250RS
|
Część III
Dzień 6 - 02.07. - ciąg dalszy, trasa: camping Boban - Dubrovnik - Kupari - Zatoka Kotorska (Czarnogóra) - Kostanjica
Słońce chyli się ku zachodowi a my zmęczeni na parkingu po całym dniu zbieramy siły na dalszą podróż. Od tego miejsca jedziemy już drogą wiodącą wzdłuż wybrzeża, jednak tracąc morze z zasięgu widzenia. Droga prowadzi przez bardziej rolnicze miejscowości, mijamy rozciągające się tutaj wielokilometrowe uprawy i gospodarstwa. Z biegiem czasu krajobraz robi się coraz bardziej górzysty i opustoszały. Gdzie podziały się te apartamenty, smakowite bary i restauracje obecne na całym wybrzeżu? Mijamy raptem parę samochodów przez dłuższy czas, aż w końcu naszym oczom okazuje się stojące pośrodku lasów przejście graniczne gdzie praktycznie nie ma nic innego. Wstępna kontrola dokumentów, w tym zielonej karty i strażnik podnosi szlaban w górę, po czym ruszamy do kolejnego posterunku gdzie nasze dokumenty zostają drobiazgowo sprawdzone. Trwa to chwilę ma my gotujemy się od gorąca parującego od silników motocykli, ale chwilę później w końcu jesteśmy po drugiej stronie granicy. Wjeżdżając do Czarnogóry wita nasz tablica graniczna Montenegro, zatrzymujemy się pół kilometra dalej, żeby schować dobrze dokumenty i ubrać się. Już tutaj widać, że Czarnogóra to całkiem inna bajka niż Chorwacja tak blisko - ok. 50 km temu. Zjeżdżamy fantastyczną drogą w dół mając na wprost znowu morze a po lewej stronie wysokie góry, których szczyty były dużo ostrzejsze niż dotąd mieliśmy okazję oglądać podczas całej wyprawy. Przejeżdżamy przez kilka miejscowości i docieramy do większego miasta Herceg Novi odkąd znów jedziemy drogą przy samym brzegu morza, widoki są naprawdę powalające - dotąd pamiętam euforię z tamtych chwil. Po drodze mijamy mnóstwo straganów z owocami i w końcu ulegamy przy jednym i kupujemy arbuza który będzie odtąd podróżował na moim plecach. Kiedyś moja dobra koleżanka pokazała mi film z podróży po Czarnogórze i zachwalała wspaniałe widoki oraz serdeczność tutejszych ludzi. Nie wierzyłem, że Czarnogóra pod tym względem może być tak wspaniała i potwierdzam to w stu procentach, warto tutaj przyjechać żeby to zobaczyć! Droga dosłownie pięć metrów od lustra wody, w której odbijają się majestatyczne góry - trasa idealna do jazdy motocyklem! Cechą przeciwstawną do tej wspaniałości jest niesamowity bałagan na ulicach, jakby ludziom nie zależało na tym w jakich warunkach żyją. Widać gołym okiem, że Czarnogóra nie jest tak poukładanym krajem jak Chorwacja i pod wieloma względami przypomina mi ona nieporządek ukraińców i rosjan (naprawdę, coś w tym jest!). Od samego początku czułem, że jest to odrobinę dziki kraj i widać to było na każdym kroku - a szczerze mówiąc nie tego się spodziewałem, więc moja ocena nie była tendencyjna. Nie mniej jednak założyłem, że jestem tutaj tylko rezydentem, wszystko jest jakie jest i nie będę niczego krytykował, jednak moje odczucia zaznaczam ;) Ogólnie więc Czarnogóra przy pierwszym spotkaniu to dla mnie mix wspaniałości i chaosu na swój sposób urokliwy. My będąc trochę w szoku widząc tą odmienność mkniemy dalej wzdłuż wybrzeża aż dojeżdżamy do przesmyku od którego mamy wspaniały widok na całą Zatokę Kotorską :thumbup:.
[ img ]
Tutaj w tle z drugiej strony zatoki widać historyczne i najważniejsze w tym rejonie miasto - Kotor.
[ img ]
Stąd ruszamy na poszukiwania apartamentu bądź noclegu, który nie wiedzieliśmy nawet ile może kosztować - tylko tyle, że miało być taniej niż w Chorwacji. Za pierwszym razem trafiamy do fajnie usytuowanego domu, z którego jest piękny widok na góry i zatokę. Idę dowiedzieć się jakie są warunki, niestety pani jest nieugięta w negocjacjach i jakaś dziwna w zachowaniu. Proponuje mi 50 Euro za 3 osoby, moją propozycję odrzuca więc mówię trudno i bez napinki jadę dalej. Nie ma się co poddawać, jest późna godzina i jak nikt się nie zjawi w najbliższym czasie miejsca noclegowe pozostaną puste tej nocy więc czas grał na naszą korzyść. Wjeżdżamy do kolejnego domu nie obiecującego nic po swoim wyglądzie ale napis "apartments" jest. Wychodzi starsza pani jednak po angielsku nie mówi, woła młodą dziewczynę i dopiero z nią się dogadujemy. Pani oferuje nam apartament dla wszystkich za 40 euro/noc, oglądam tą miejscówkę i nie wierzę - dwa ogromne łoża dla dwóch osób, kuchnia, łazienka, internet, klima, TV, do tego parkujemy motocykle przy samych drzwiach i są zamknięte na noc. Wszyscy jesteśmy mega zadowoleni po pierwsze dlatego, że śpimy w domowych warunkach i nie musimy rozkładać namiotów, a dwa to możemy wziąć prysznic i spokojnie odpocząć przeznaczając wieczór na odpoczynek. Podczas gdy dziewczyny odświeżają się po podróży, właścicielka prowadzi nas do ogrodu o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Na widok z niego, z wrażenia mi i Bartkowi opadła szczęka!
[ img ]
[ img ]
Jak się okazuje, właścicielka jest bardzo miła, serdeczna i pomimo, że nie zna angielskiego bardzo dobrze się dogadujemy i stara się nam umilić pobyt jak potrafi. Nie mam przy tym wrażenia, że robi wszystko dla pieniędzy, po prostu czujemy się u niej faktycznie gośćmi w taki zdrowy sposób. Po pewnym czasie właścicielka przynosi nam regionalny przysmak - pyszne pršut z dojrzewającym serem, oliwkami i oliwą jako rodzaj przekąski. Jako, że mam tego dnia urodziny to odkupujemy jeszcze od niej butelkę własnego wina i ucztujemy w ogrodzie krojąc arbuza napawając się widokami. Nie pamiętam drugich tak fajnych urodzin jak tamten dzień i tamte wrażenia z ogrodu.
[ img ]
Tutaj spędzamy wieczór i zastanawiamy się co robić kolejnego dnia, bo nie spodziewaliśmy się takich rewelacji po Czarnogórze. Wieczorem jak zwykle wychodzę do ogrodu porobić trochę zdjęć, takie dnie jak ten nigdy mogłyby się nie kończyć ;) W ogrodzie znajdujemy kawałek prawdziwej rafy koralowej, nie widziałem jeszcze takiej na żywo. Są tam jeszcze fajne muszle i są tam rzeczywiście szczypce kraba o których wspomniał peterr86.
[ img ]
Widok z ogrodu rozpościera się na całą zatokę, łącznie z Kotorem po drugiej jej stronie. Tutaj kończy się dzień rozpoczęty na Makarskiej w totalnie innym świecie. Jedno jest pewne - jutrzejszy dzień nie będzie w niczym podobny do poprzednich a ja mam wstępnie pomysł co będziemy robić.
[ img ]
[ img ]
Dzień 7 - 03.07. - trasa: Kostanjica - Risan - Kotor - Njeguši - Tivat - Kotor - Kostanjica
Godzina siódma rano, budzę się i włączam klimę bo robi się powoli duszno w pokoju - na zewnątrz słońce już przygrzewa pomimo wczesnej pory. Nie mogę uwierzyć, że dziś śpimy w warunkach domowych, najlepiej byłoby się stąd nie ruszać. Ja jednak mam taką naturę, że nie lubię siedzieć w miejscu a dziś powinniśmy fajnie spędzić dzień w Kotorze. Po południu natomiast wyjechać już z powrotem do Chorwacji. Czarnogóra miała być epizodem i nawet jakbyśmy byli jeden wieczór warto byłoby tutaj przyjechać. Tymczasem odpalam Google Maps i rozglądam się po mapie i okolicznych drogach. Moją uwagę przykuwa charakterystyczny zygzak, nurtuje mnie dokąd prowadzi ta droga i czy warto tamtędy pojechać. Nie ma tutaj Street View, w sieci też ciężko coś znaleźć. Wyspani po całej nocy i oszołomieni tym nadzwyczajnym miejscem spotykamy się w ogrodzie, skąd widać jak mgła unosi się znad Zatoki Kotorskiej ku niebu i odsłania piękne, majestatyczne góry.
[ img ]
[ img ]
Trzeba coś z tym zrobić i wykorzystać dobrze czas, rzucam więc propozycję abyśmy zostali tutaj jeszcze jeden nocleg a dzisiejszy dzień przeznaczyli na zwiedzenie okolicy, taki dzień w takim miejscu nie może zostać zmarnowany.
[ img ]
Wszyscy jednogłośnie ucieszyli się z tego pomysłu, choć jednocześnie oznaczał on również to, że nie będzie jednego więcej wolnego dnia na wylegiwanie się na Chorwacji. Pokręciliśmy się jeszcze po ogrodzie podziwiając rosnące na drzewach pomarańcze i cytryny, piękne kwiaty pielęgnowane przez matkę właścicielki, która wyszła na spotkanie z nami. Pogoda tego dnia była bardzo słoneczna, powietrze bardzo wilgotne, duszne i bez wiatru. Zbierając się do wyjazdu naszą uwagę przykuł helikopter, który lądował niecałe 200 metrów od apartamentów - na pobliskim boisku piłkarskim. Kilka minut po jedenastej wyjechaliśmy spod apartamentu by przemierzyć całą drogę dookoła Zatoki Kotorskiej i poszukać nowych wrażeń. Nie będę opisywał zbytnio widoków, jak się pewnie domyślacie były super i będzie to ukazane na filmie. Jak to się mówi "jak to widzisz to serce rośnie" i pojawia się niczym nie skrępowana radość i frajda z tego co robisz. Podążamy w kierunku Kotoru przejeżdżając przez piękne miejscowości tuż nad brzegiem zatoki, gdybyśmy się zatrzymali na poboczu mamy dosłownie maksymalnie 4-5 metrów do wody i ta jej bliskość sprawia takie fajne wrażenie. W Chorwacji drogi są jednak w pewnej bezpiecznej odległości od wody, choć sama jakość dróg jest tam lepsza. W miarę jak się przemieszczamy okazuje się, że wcale nie jest tak blisko dookoła tej zatoki i dużo fajnych widoków po drodze sprawia, że nie spieszymy się specjalnie. Pół godziny później jesteśmy z drugiej strony zatoki względem naszego apartamentu, jesteśmy u bram Kotoru.
[ img ]
Poniższe zdjęcie doskonale właśnie charakteryzuje wszystkie te miejscowości i miasteczka przed Kotorem, wszędzie domy z kamienia, molo, łodzie i dostęp do wody - istny raj dla tych co lubią morze i kochają góry.
[ img ]
Wjeżdżamy do Kotoru, który okazuje się o tej porze już miastem bardzo zatłoczonym i zakorkowanym. Trafiamy na grupę węgrów, również na motocyklach i w kolumnie przeciskamy się między samochodami przez samo centrum miasta. Ogromne wrażenie robi na nas piękny port i zacumowane tutaj łodzie oraz jeden duży transatlantyk "Oceana". Jasnym stało się dla nas, że nie chcemy tym razem zwiedzać samego miasta a wolimy rozglądnąć się po okolicy i poczuć klimat nadmorskich miejscowości. Ruszamy więc na południe długim, kilku kilometrowym tunelem wewnątrz góry i chwilę później odbijamy w lewo - GPS kieruje nas w stronę serpentyn, które mogą być czymś wspaniałym albo wielką klapą i w stratą czasu. Początkowo droga nie jest ciekawa, mnóstwo zarośli i niewiele było widać, trasa miała przebiegać w ten sposób:
[ img ]
W miarę jak wznosimy coraz wyżej zaczyna się robić ciekawie. Stawiamy więc motocykle, żeby zrobić sobie zdjęcia w pobliżu jednego z zakrętów. Widać stąd doskonale czarnogórski fragment Magistrali Adriatyckiej, której przejechanie było dla nas jednym z celów tej wyprawy, w tle także port lotniczy w mieście Tivat.
[ img ]
Podczas jak robiliśmy sobie to zdjęcie i kolejne z góry zjeżdżał duży autobus mający lada chwila zakręcać na tam, gdzie my akurat staliśmy. Ustawialiśmy się do drugiego zdjęcia, gdy ten właśnie zaczął wchodzić w zakręt i byliśmy przerażeni widząc, że jedzie on prosto na motocykle. Mam zdjęcie z tej chwili akurat ale nie wklejam, bo miałbym przerąbane u dziewczyn ;) spodnie były pełne w tym momencie u wszystkich - może i dobrze bo ten incydent uzbroił nas w czujność bardzo potrzebną na tutejszych drogach. Jak się później okazało, może i dobrze bo było nieciekawie :confused2:. Ruszyliśmy dalej i tutaj droga była niesamowicie wąska, kręta w większości ogrodzona niewielkim murkiem - dużo bardziej przerażająca niż to, co było widać przy okazji wjazdu na Sveti Jure. W miarę jak wjeżdżaliśmy wyżej widoki były coraz bardziej zapierające dech w piersiach.
[ img ]
Między innymi właśnie dla takich wrażeń przyjechalismy do Czarnogóry - jest to totalnie inny świat niż sąsiednia Chorwacja.
[ img ]
Jesteśmy już na samym wierzchu góry, jedziemy drogą położonej na samej grani i widzimy malowniczo rozciągnięty pod nami Kotor. GPS pokazuje mi 5,8 km do miejscowości Njegusi i to tutaj jest koniec stukilometrowego jak dotąd odcinka. Nie sposób ominąć tutaj świetnie położoną restaurację zawieszoną niemal nad przepaścią, z tarasu której wspaniale widać całą Zatokę Kotorską - widok jak z filmu albo katalogu wakacyjnego. Zamawiamy sobie jakieś proste jedzenie, bo przy takim dusznym tego dnia powietrzu nie chce się specjalnie jeść, tylko spać. Do tego dobra kawa i tylko chłonąć widoki ;)
[ img ]
Jako, że są to już godziny popołudniowe, słońce powoli odpuszcza a my posileni zbieramy się koło motocykli. To była niewiadoma co tutaj zastaniemy, ale kolejny raz udało się. Przy motocyklach spotykamy dwóch amerykanów podróżujących po Bałkanach busem, bardzo sympatyczni goście. Nie mogli uwierzyć skąd jesteśmy i że zdecydowaliśmy się na taką podróż z Polski. Szczerze mówiąc faktycznie jakoś nie widzieliśmy wielu motocykli z naszych rejonów Europy, choć zdajemy sobie sprawę z tego że są konkretni wyjadacze w kwestii turystyki motocyklowej - takich jak nas nie było wielu podczas naszego wyjazdu. Podobnie jak ze Sveti Jure, najfajniejsze wrażenia czekały nas przy okazji zjazdu w dół z tej góry tą samą drogą, którą wjechaliśmy na górę. Zatoka Kotorska to jedyne tak niepowtarzalne miejsce na ziemi, połączenie gór i morza, tych chwil nigdy nie zapomnę.
[ img ]
[ img ]
Zjeżdżając na dół delektowaliśmy się widokami, to była wspaniała droga. Jednocześnie trzeba było bardzo uważać na zakrętach, nie jeden raz murki były zerwane przez kogoś i nawet nie wiem ile raz ktoś tutaj poleciał z serpentyn. Ten fragment drogi jest naprawdę niebezpieczny i wymagający, jednak dla rozważnych osób możliwy do pokonania. Gdy pokonaliśmy najtrudniejszy i najbardziej wymagający odcinek z powrotem byliśmy w mieście Škaljari tuż obok tunelu, którym przedtem jechaliśmy. Prowadząc Bartka z tyłu starałem się jechać na tyle asekuracyjnie aby widział on gdzie i jak wjechać, kiedy gdzie skręcamy. Tym razem to jednak ja zostałem zaskoczony przez gościa jadącego starym mercedesem "beczką", który wyprzedzał jakiegoś wana pod górę i to przed zakrętem nie widząc w ogóle czy coś jedzie czy nie - a jechaliśmy my. Wcisnąłem hamulec ile sił, starając się jednocześnie utrzymać motocykl w równowadze, udało mi się utrzymać moto i bezpiecznie zjechać na pobocze tak, że minęliśmy się w ostatniej chwili. Ile tam razy motyla noga poleciała to nie pamiętam ale było na serio bardzo groźnie. Jechałem bardzo powoli i tylko to mnie uratowało, że miałem czas na reakcję i opanowanie motocykla. Nie był to pierwszy incydent w Czarnogórze i apeluję do Was, jeżeli będziecie tam kiedyś jechać bądźcie czujni niczym na Ukrainie albo w Rosji. Inna sprawa, że wśród tych właśnie krajów Czarnogóra jest bardzo popularnym miejscem na wakacje i można ich tam spotkać wielu. Zatrzymałem się, uspokoiłem przez chwilę i ruszyliśmy dalej. Chciałem jeszcze bardzo zobaczyć miasteczka i miejscowości leżące tuż przy linii brzegowej od strony morza i od południowej strony wjechać do Zatoki Kotorskiej. I tak oto wjechaliśmy na Magistralę Adriatycką i jechaliśmy wzdłuż wybrzeża tuż obok lotniska widocznego na powyższych zdjęciach. Za miastem Tivat wjechaliśmy na Tivat Riverę i tutaj znowu mknęliśmy wzdłuż rozpalonego słońcem wybrzeża, szczeroką i gładką jak stół drogą - Magistralą Adriatycką. Po pewnym czasie kończy się ona, ponieważ tutaj nie ma mostu i kontynuowanie jazdy wymaga przepłynięcia promem na drugi brzeg Zatoki Kotorskiej. My natomiast jedziemy dalej wąską na jeden samochód dróżką aby okrążyć cały półwysep i dotrzeć z powrotem do Kotoru. Miejscowości po drodze są cudowne, przypominają wąskie paryskie uliczki w całości z kamienia, jednak te tutaj są bezpośrednio nad wodą. Na filmie doskonale widać bliskość domów, z których z drzwi wyjściowych wychodzi się wprost na ulicę i tuż obok brzeg z przycumowanymi łodziami i miejscem do wypoczynku. Mijamy ludzi siedzących pod drzwiami swoich domów dosłownie metr od nich Brzmi to dość nierealnie ale tak jest, my powoli w ten sposób dojeżdżamy do Kotoru, stąd kierujemy się w kierunku apartamentu przez miasteczko Risan po drodze uzupełniając zbiorniki na jedynej stacji w całej zatoce. Popołudniowe słońce chyli się ku zachodowi, a my po przyjeździe gromadzimy się w ogrodzie przy brzegu z zatoką.
[ img ]
Tutaj ma się wrażenie, że czas nie płynie i w zasadzie nie trzeba nic więcej. Od jutra wracamy na północ, jednak mamy jeszcze to jedno popołudnie w tym wspaniałym miejscu. Spróbowałem się wykąpać w zatoce, jednak woda była lodowata i nakręciłem jedynie parę filmów i zebrałem muszle. Jak się okazało nie dużo dalej płynie rzeka, którą spływa z pobliskich z okolic górska, krystalicznie czysta i zimna woda. W pobliskim sklepie kupiliśmy pyszne piwo Bavaria, piliśmy je tam przez cały pobyt i pamiętam jego smak do dzisiaj, niczym smak Czarnogóry, który poznaliśmy. :thumbup:
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Dzień 8 - 04.07. - trasa: Kostanjica - Bośnia i Hercegovina - Trebinje - Chorwacja - Dubrovnik - Makarska Riviera - Drvenik
Znacie to uczucie gdy czujecie, że coś wspaniałego się kończy? Z takim właśnie obudziłem się rano i wiedziałem, że od dziś będziemy powoli zmierzać na północ coraz bardziej zbliżając się do Polski jednocześnie kończąc ten wyjazd. Na szczęście i w tej drodze zaplanowałem kilka bonusów i atrakcji żeby utrzymać gorącą atmosferę wewnątrz nas. Gromadzimy się wszyscy na dolnym tarasie i jedząc wspólnie śniadanie staramy się zapamiętać te widoki i zapachy których nie będzie nam dane szybko znów oglądać. Żeby nie być gołosłownym zapachy to były na przykład morze, ryby czy cytryny i pomarańcze wiszące na drzewach. Na przykład te tutaj:
[ img ]
Było nam żal wyjeżdżać. Około 10 opuszczamy apartamenty i kierujemy się drogą na północ aby po dwóch godzinach skręcić w lewo tuż na granicę Czarnogóry z Bośnią i Hercegowiną. Droga jak na Czarnogórę jest fantastyczna, szeroka i poprowadzona przez ogromne doliny otoczone górami, widoki wspaniałe a droga zachęca do odkręcania manetki. Jest zaskakująco chłodno jak na te rejony więc aby się ubrać zatrzymujemy się na 5 minut - a ja wykorzystuję to jako okazję dla zrobienia kilku zdjęć.
[ img ]
[ img ]
Na powyższych fotografiach dobrze widać jak wygląda Czarnogóra wgłąb lądu, taką drogą jedziemy do samej granicy. Tutaj zupełnie niespodziewanie okazuje się, że jesteśmy na sporej wysokości n.p.m. i za chwilę czeka nas posterunek straży granicznej. Jadąc tą samą drogą nagle po naszej lewej stronie rozpościera się majestatyczny widok gór na horyzoncie - gór tak niezwykle imponujących że ma się ochotę zatrzymać i przetrzeć oczy z wrażenia. Niestety nie ma tam na to zbyt wiele miejsca na postój a ja nie chcę ryzykować zatrzymywania się w najmniej odpowiednim miejscu gdzie mógłbym dostać mandat bądź narazić nas na nieprzyjemności. Zostają więc jedynie dla Was nagrania z kasku jak to wyglądało i i tak wygląda to super. Doskonałe miejsce natomiast znalazł sobie jakiś starszy pan siedząc w spodenkach i klapkach na barierce zawieszonej tuż nad przepaścią. Jak gdyby nigdy nic siedział sobie patrząc na te góry i my tylko przez chwilę zakłóciliśmy jego relaks po czym wrócił on do poprzedniego stanu. Po przekroczeniu granicy zjechaliśmy drogą M6 i jej rewelacyjnymi serpentynami w dół mając dookoła nas te góry. Ach, co to było za uczucie!! :moto: :moto: ... Mijając kolejno biedne miejscowości pełne wlekącego się po drodze bydła jechaliśmy bardzo ostrożnie gdyż droga nie była równa w żadnym tego słowa znaczeniu. Miałem świadomość, że ciężko tutaj liczyć na pomoc w razie czego bo nawet zasięgu GSM nie było. Tym sposobem dojechaliśmy do miejscowości Župa, sprawdźcie sobie co to znaczy po ukraińsku ;) znaczy to dosłownie, że byliśmy tam, gdzie nie ma żadnego zasięgu. Stąd jechaliśmy już niewiele lepszą drogą (M6) w kierunku Trebinje i parę kilometrów dalej w pobliżu miejscowości Lastva zatrzymaliśmy się przy brzegu rzeki Trebišnjica. Co tu dużo pisać, popatrzcie na zdjęcia:
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Idealnie czysta i nie wzburzona niczym woda odbija góry i lasy jak w lustrze tworząc niezwykłą panoramę.
[ img ]
My tu śmiechy i zachwyty a tu myk!! Ktoś nas śledzi zza barierki ;)
[ img ]
Ruszamy dalej aż do Trebinje, po drodze widać skutki toczonej lata temu wojny od której raczej wiele się nie zmieniło. Trebinje wygląda dosyć posępnie pomimo letnich barw przyrody, dość zaśmiecone i brzydko pachnące miasto które całe przejeżdżamy od północy na południe by wjechać na drogę M20 w kierunku Ivanicy gdzie znajduje się przejście graniczne z Chorwacją. Kolejne kilometry za nami, zarówno klimat jak i otoczenie się znowu zmienia - z górskiego krajobraz znów robi się bardziej płaski a na horyzoncie dostrzegamy Adriatyk. Wywołuje to uśmiech na naszych twarzach bo wiemy co lada chwila nas czeka gdy tam dotrzemy. Zanim jednak to nastąpi dojeżdżamy do długiego na kilkaset metrów korka, nie wiadomo czym spowodowanego. Powoli przeciskamy się pomiędzy samochodami aż zauważamy znak graniczny gdzie jest posterunek i kontrola ruchu.
[ img ]
Tutaj staramy się nie wyprzedzać aż tak odważnie i stajemy w kolejce, gdzie upał zaczyna podwójnie dawać się we znaki. Rozgrzane samochody i motocykle oddają ciepło a ruch powietrza jest niemal zerowy. W międzyczasie stojący przed nami Chorwat w pięknym i doskonale zachowanym, klasycznym Renault nie daje rady upałowi i wychodzi na zewnątrz. Udaje nam się nawiązać krótką rozmowę na temat jak obecnie wygląda życie w Chorwacji i Czarnogórze. Widać, że mieszkańcy obydwu krajów nie darzą się zbyt wielką sympatią, bowiem i jedni i drudzy mają sobie wiele do zarzucenia - w Czarnogórze też słyszałem opowieści na ten temat ale widziane z drugiej strony. Tak czy inaczej obydwa kraje są pod pewnymi względami wspaniałe i warte zobaczenia dla takich turystów jak my - pomimo wzajemnych stosunków dalekich od ideału.
[ img ]
Po jakimś czasie celnik zaprasza nas do odprawy poza kolejką, dojeżdżamy szybko i dziękując za interwencję jesteśmy już po chorwackiej stronie zmierzając ku wybrzeżu skąd wieje przyjemna bryza. Stąd spokojnie jedziemy na północ przejeżdżając znowu z ogromną przyjemnością przez Dubrovnik, wąski fragment Bośni i Hercegowiny i kierujemy się do naszego ulubionego campingu na Makarskiej Rivierze. Są pierwsze dni lipca i już na samej granicy z Chorwacją mijamy minimum dwukilometrowy korek w drugą stronę - na południe. To znak, że zaczęły się wakacje i największy ruch turystyczny w ciągu roku lada dzień osiągnie apogeum a to co widzimy po drodze to zaledwie przedsmak tego co się dzieje w pełni sezonu. My na szczęście zmierzamy w przeciwną stronę i z zaplanowania wyjazdu w obecnym kształcie tak, że wracamy w tej chwili na północ bez przeciskania się w tych korkach na południe. Z Dubrovnika tymi wspaniałymi drogami jest o rzut kamieniem na Makarską więc w ciągu nie całych 3 godzin logujemy się na naszym campingu, gdzie uśmiechem wita nas znajoma recepcjonistka. "Nasze" parcele są na szczęście wolne i rozbijamy namioty w identycznej konfiguracji jak wcześniej. Dziewczyny odetchnęły, że jesteśmy już w bezpiecznym i znajomym miejscu, "domowa" atmosfera aż wisiała w powietrzu. Po południu wraz z moją Weroniką zapragnęliśmy pojechać do naszego ulubionego miasteczka Drvenik spędzić miły wieczór we dwoje przy zachodzie słońca. Chwilę później gnaliśmy Fazerem parę kilometrów na południe skąpani w przyjemnie ciepłych promieniach słońca, ruch na drogach był zerowy. To popołudnie miało być tylko nasze, zaparkowaliśmy motocykl i wyruszyliśmy zwiedzić Drvenik tam gdzie jeszcze dotąd nie dotarliśmy.
[ img ]
[ img ]
Jest to naprawdę małe miasteczko mieszczące się w obrębie jednej niewielkiej zatoki, które posiada w sobie tyle uroku, że aż chciałoby się tutaj zamieszkać od zaraz. Jedną z najciekawszych atrakcji tutaj jest przepiękny port - mały ale bardzo kameralny wraz z otaczającymi go dookoła restauracjami i lokalami gastronomicznymi oferującymi głównie tutejsze owoce morza. Przed większością z nich stoją lodówki z zawartością połowu wyciągniętego kilka godzin wcześniej z morza.
[ img ]
Kolejną rzeczą jest wspaniały deptak lub inaczej mówiąc promenada, którą da się przejść całe miasteczko wzdłuż wybrzeża i to właśnie nią podążamy od jednego końca do drugiego. Z jednej strony prowadzi ona na niewielkie wzniesienie od północnej strony miasta, gdzie można podziwiać okolicę w panoramicznym ujęciu. My jednak jak zwykle niestandardowo odbijamy w lewo zanim tam doszlismy, gdzie znajdujemy ciekawe przejście w dół, wiodące nad sam brzeg z morzem.
[ img ]
I tutaj kolejny raz wybór okazuje się trafny, udaje nam się w ostatnich minutach dnia obejrzeć cudowny zachód słońca mając przed sobą potęgę morza rozbijającego się spektakularnie falami o skały leżące pod naszymi stopami.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Powoli robi się ciemno ale udaje mi się jeszcze sfotografować oświetlone słońcem piękne góry tuż nad miasteczkiem oraz port z drugiej strony miasta, skąd odpływają promy na Hvar i Korčulę. Z tego powodu Drvenik jest ważniejszym punktem na mapie dzięki temu, że można stąd gdzieś popłynąć - kolejki na prom w czasie sezonu bywają baaaardzo długie.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
Na sam koniec tego epickiego dnia udajemy się do jednej z tych restauracji, gdzie chciałoby się zamówić najlepsze jedzenie, najlepsze wino i spędzić najlepsze chwile w życiu. Wybieramy taką najbliższą naszym upodobaniom i zamawiamy w niej miejscową świeżo złowioną rybę (pada na gatunek "lubin") i tą ucztą kończymy przygodę z Drvenikiem na ten dzień podsumowując kolacją wszystkie cudowne przeżycia skumulowane w ostatnich dniach. Rano byliśmy kilkaset kilometrów na południe w totalnie innym świecie można rzec, to niezwykłe jak bardzo różnie może wyglądać życie tuż za paroma górami i za paroma lasami dalej.
[ img ]
Późnym wieczorem około 23 zmierzamy już w ciemnościach do campingu, gdzie czeka na nas schłodzone piwo, molo z krabami oraz księżyc odbijający się w morskich falach.
Miała być to tylko kolejna zwięźle opowiedziana część, jednak i tak opowiedziałem tylko to, co na bieżąco przychodziło mi na myśl oglądając zdjęcia i film dotyczące tej części. Mam nadzieję, że podobała Wam się ta historia. A teraz zapraszam na film z trzeciej części, obowiązkowo w HD:
:crazy: https://www.youtube.com/watch?v=GQ-cKjp8peA :thumbup:
Ps. Wiem, że pewnie wielu z Was na usta cisną się słowa krytyki pod względem oceny mojego jak i Weroniki ubioru na motocykl i zdaję sobie z tego sprawę, że jest on niedostateczny pod względem ochrony. Jednak w tych temperaturach jakie panowały w tamtym czasie nie byliśmy w stanie jechać ubrani i kto jeździł w takich warunkach z pewnością nas zrozumie. Uwierzcie - próbowaliśmy jechać w kurtkach ale się nie dało.
No a część czwarta myślę, że będzie bez takiego opóźnienia ;) bawcie się dobrze!
|
|